JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE WSZYSTKO SIĘ ZATRZYMAŁO?

9 marca jestem w Warszawie. Prowadzę warsztat Szkółki Zębowej w sześciu grupach. Dzieci świetnie pracują, są bardzo zaangażowane i ciekawe zabaw. Jadę do hotelu i czuję, że to był dobry dzień. Nic się nie posypało, dzieci zadowolone, ja też, no i nie zaliczyłam żadnej niespodzianki na drodze (400 km od domu, 5 godzin jazdy, plus ruch w stolicy).

10 marca zaczynam w przedszkolu w Aninie i pędem do Sulejówka. Tam czekają na mnie w niepublicznym przedszkolu. Jestem wdzięczna pani dyrektor za udostępnienie jednej sali, ponieważ torby na Szkółkę Zębową trochę ważą. Bajka Zębowa, szczotkowanie, nitkowanie, zabawa w dentystę, seria pytań, dyplomy, uśmiech na twarzach dzieci- jest, mamy to. Zmęczona ustawiam nawigację i ruszam w stronę Płońska. To będzie już ostatni dzień trasy w województwie mazowieckim. Jutro o tej porze będę mknąć do domu, do rodziny, do moich chłopaków.

NO I TRACH!

Zameldowałam się w zajeździe- fajne wioskowe klimaty, cisza choć tuż obok widać ekrany szybkiej drogi S ileśtam. Pokój jasny, przestronny, z ogromem promieni słonecznych. Padam z nóg, zamawiam obiad i wtedy odczytuję smsa- przedszkole odwołuje jutrzejsze warsztaty stomatologiczne- gminny sztab kryzysowy zarządził, że nie będą wpuszczać do przedszkola osób z zewnątrz. Wszystko przez ryzyko zakażenia koronawirusem. 

Dobra, rozumiem. Tylko szkoda, że nie podjęli tej decyzji przed południem 😊, bo z Sulejówka jechałabym już w stronę domu. Późnym wieczorem, styrana jak nigdy, ściskałam moich chłopców.

11 marca czyli wymuszony dzień wolny. Dzieci zaczęły się źle czuć, więc z samego rana poszliśmy do pediatry. Po południu dotarła do mnie wiadomość o zamknięciu szkół i przedszkoli od 12 marca.

I CO DALEJ?

To nie jest koniec świata. Tylko dlaczego czuję, że tak jest? Wszystko to, co zaplanowałam rozwaliło się. Cała moja praca włożona na uruchomienie własnej firmy, na wprowadzenie Szkółki Zębowej do realizacji w całym kraju, właśnie zostało zdeptane. To tak, jakbym robiła rozbieg do skoku, a ktoś by mnie zatrzymywał w locie. Więc wiszę, zamarłam w tym skoku, wszystko się zatrzymało.

Gdzieś przeczytałam, że ten lockdown (gospodarczy, zawodowy, prywatny) możemy przeżywać tak, jak osoba będąca w żałobie. Najpierw jest złość i bunt, później użalanie się. Ostatnim etapem jest pogodzenie się z sytuacją. Potwierdzam. To jest cholernie trudne.

Czy odnalazłam się zawodowo w tej nowej rzeczywistości?

Czy nadal jestem w „żałobie”?

Zerknij na kolejny wpis na blogu TUTAJ 🙂